Rozdział 75
- Angela! - Wrzasnęłam. - Jej głowa odwróciła się, a pływające złote loczki otuliły jej twarz. - Potrzebujemy łodzi tutaj, teraz! Z otwartą kopułą powietrzną.
Angela kiwnęła głową. Jej oczy zamgliły się, kiedy zmuszała załogę, by do nas popłynęli. Niemal mogłam poczuć jak napędzają się super ciche silniki.
Angela przycisnęła palce do skroni, tak jakby bolała ją głowa. Gdy pierwsza strużka wody zaczęła przenikać do kopuły zostałam otoczona przez Krelpa.
Ludzie w kopule biegali i krzyczeli. Chyba nie mieli dokładnych protokołów co robić w takich sytuacjach. Szukałam pana Chu, chcąc osobiście zemścić się na nim, ale nigdzie go nie widziałam.
Krelp dorównujący wielkością wielorybowi lub naczepie do samolotu przycisnął się bliżej mnie. Mam nadzieję, że mają jakiś plan.
Kopuła pękła. Mroźna woda wpadła do środka, szybko zalewając jeden pokój po drugim. W chwili gdy ktoś aktywował M-Gerki do walki woda zalała ich pomieszczenie rozbijając je na suficie, lub zmiatając w dół korytarza.
Nowe pęknięcie powstało nad moją mamą. Spięłam się nie mając planu poza "Weź ją żywą lub martwą." Woda zaczęła wpływać do środka. Poruszyła się.
Ona żyje!
W następnej chwili sufit nad nią pękł, a pokój natychmiast został zalany. Gwałtownie podniesiona przez wodę mocno obiła się o pozostałości sufitu. Słyszałam jak płakała z bólu, pociągnęłam ją za ramiona, na darmo, była nie przytomna.
Krelp zawisł nad nami, a ja zdałam sobie sprawę, że tworzy duże glutowate bańki. Niemal jakby dzieci dmuchały bański mydlane, tylko że z glutów. Angela pociągnęła mnie nie dając czasu do przemyślenia tego. W środku było powietrze, a na błonę napierał ocean. Tak zawdzięczam moje życie, życie Angeli i życie mojej mamy mutantowi, który wytwarza glutowate bańki.
Krelp delikatnie nas popychając podpłynął do łodzi podwodnej, gdzie otwarta śluza już na nas czekała.
Rozległ się alarm i drzwi się zamknęły. 30 sekund później gdy ciśnienie zostało wyregulowane wewnętrzne drzwi się otworzyły.
- Pomóż mojej mamie! - Krzyknęłam na lekarza, który wbiegł jak pierwszy.
Za nim wpadł Kieł i ukląkł obok mnie, potem zostałam otoczona całym stadem.
Kilka sekund później moja mama zaczęła kaszleć plując słoną wodą. Poklepałam jej dłoń modląc się, aby wszystko było dobrze. Wyglądała źle, była blada i wychudzona. Byłam wściekła na siebie, ponieważ to wszystko zrobili jej przez mnie.
- Mamo, to ja - powiedziałam. - Jesteś bezpieczna, płyniemy na Hawaje.
Nie mogłam uwierzyć, że znów jesteśmy razem, że żyje, że ją uratowała.
Jej gigantyczne brązowe oczy zamrugały kilkakrotnie i skrzywiła się gdy lekarz dotknął jej ramienia.
- Max? - Szepnęła.
- Jestem tutaj. - powiedziałam ściskając jej dłoń. Moje oczy zrobiły się wilgotne, ale zamrugałam szybko kilka razy.
Spojrzała na mnie i powiedziała.
- Wiedziałam, że przyjdziesz. - Moje gardło ścisnęło się boleśnie, ale udało mi się odpowiedzieć.
- Zawsze przychodzę, zawsze możesz na mnie liczyć.
Moja mama uśmiechnęła się i ponownie zamknęła oczy.
Kieł objął mnie ramieniem
- Udało ci się, ocaliłaś ją.
I właśnie wtedy powinnam odtańczyć taniec szczęścia i pobiec do łazienki, żeby się przebrać w suche rzeczy. Zamiast tego po mojej twarzy zaczęły płynąć nieoczekiwane łzy, zakryłam oczy dłońmi i przełknęłam kilka wdechów, jak dziecko.
Kieł przytulił mnie.
Czasami nadal siebie nie rozumiem.
------------------------------------------------------------------------------
Nie zabijajcie mnie za tak długie przerwy
Co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Lepiej było wcześniej czy jest teraz?
Angela kiwnęła głową. Jej oczy zamgliły się, kiedy zmuszała załogę, by do nas popłynęli. Niemal mogłam poczuć jak napędzają się super ciche silniki.
Angela przycisnęła palce do skroni, tak jakby bolała ją głowa. Gdy pierwsza strużka wody zaczęła przenikać do kopuły zostałam otoczona przez Krelpa.
Ludzie w kopule biegali i krzyczeli. Chyba nie mieli dokładnych protokołów co robić w takich sytuacjach. Szukałam pana Chu, chcąc osobiście zemścić się na nim, ale nigdzie go nie widziałam.
Krelp dorównujący wielkością wielorybowi lub naczepie do samolotu przycisnął się bliżej mnie. Mam nadzieję, że mają jakiś plan.
Kopuła pękła. Mroźna woda wpadła do środka, szybko zalewając jeden pokój po drugim. W chwili gdy ktoś aktywował M-Gerki do walki woda zalała ich pomieszczenie rozbijając je na suficie, lub zmiatając w dół korytarza.
Nowe pęknięcie powstało nad moją mamą. Spięłam się nie mając planu poza "Weź ją żywą lub martwą." Woda zaczęła wpływać do środka. Poruszyła się.
Ona żyje!
W następnej chwili sufit nad nią pękł, a pokój natychmiast został zalany. Gwałtownie podniesiona przez wodę mocno obiła się o pozostałości sufitu. Słyszałam jak płakała z bólu, pociągnęłam ją za ramiona, na darmo, była nie przytomna.
Krelp zawisł nad nami, a ja zdałam sobie sprawę, że tworzy duże glutowate bańki. Niemal jakby dzieci dmuchały bański mydlane, tylko że z glutów. Angela pociągnęła mnie nie dając czasu do przemyślenia tego. W środku było powietrze, a na błonę napierał ocean. Tak zawdzięczam moje życie, życie Angeli i życie mojej mamy mutantowi, który wytwarza glutowate bańki.
Krelp delikatnie nas popychając podpłynął do łodzi podwodnej, gdzie otwarta śluza już na nas czekała.
Rozległ się alarm i drzwi się zamknęły. 30 sekund później gdy ciśnienie zostało wyregulowane wewnętrzne drzwi się otworzyły.
- Pomóż mojej mamie! - Krzyknęłam na lekarza, który wbiegł jak pierwszy.
Za nim wpadł Kieł i ukląkł obok mnie, potem zostałam otoczona całym stadem.
Kilka sekund później moja mama zaczęła kaszleć plując słoną wodą. Poklepałam jej dłoń modląc się, aby wszystko było dobrze. Wyglądała źle, była blada i wychudzona. Byłam wściekła na siebie, ponieważ to wszystko zrobili jej przez mnie.
- Mamo, to ja - powiedziałam. - Jesteś bezpieczna, płyniemy na Hawaje.
Nie mogłam uwierzyć, że znów jesteśmy razem, że żyje, że ją uratowała.
Jej gigantyczne brązowe oczy zamrugały kilkakrotnie i skrzywiła się gdy lekarz dotknął jej ramienia.
- Max? - Szepnęła.
- Jestem tutaj. - powiedziałam ściskając jej dłoń. Moje oczy zrobiły się wilgotne, ale zamrugałam szybko kilka razy.
Spojrzała na mnie i powiedziała.
- Wiedziałam, że przyjdziesz. - Moje gardło ścisnęło się boleśnie, ale udało mi się odpowiedzieć.
- Zawsze przychodzę, zawsze możesz na mnie liczyć.
Moja mama uśmiechnęła się i ponownie zamknęła oczy.
Kieł objął mnie ramieniem
- Udało ci się, ocaliłaś ją.
I właśnie wtedy powinnam odtańczyć taniec szczęścia i pobiec do łazienki, żeby się przebrać w suche rzeczy. Zamiast tego po mojej twarzy zaczęły płynąć nieoczekiwane łzy, zakryłam oczy dłońmi i przełknęłam kilka wdechów, jak dziecko.
Kieł przytulił mnie.
Czasami nadal siebie nie rozumiem.
------------------------------------------------------------------------------
Nie zabijajcie mnie za tak długie przerwy
Co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Lepiej było wcześniej czy jest teraz?
wszystko cudownie:P :) Ale gdzie rozdział 76?:(
OdpowiedzUsuńSpróbuję dodać jeszcze dziś, ale nie jestem pewna czy zdążę ;)
Usuń