Rozdział 73
- Gor mówi, że to nie jest za daleko - mówiła Angela. Była owinięta w kilka ręczników, włosy wciąż miała mokre i popijała gorącą herbatę. Byłam obok niej i robiłam te same rzeczy co ona, poza za telepatycznym komunikowaniem się z promieniotwórczym tworem, zabójczym potworem.
Poruszaliśmy się wolno poprzez ciemność. Wyłączyliśmy reflektory, aby w miarę możliwości prześlizgnąć się niezauważenie łodziom, która waży 600 ton.
Angela zmarszczyła brwi.
- To powinno być gdzieś tu po lewej, płyń wolniej.
Kapitan wydał rozkaz, a następnie rozdano okulary noktowizyjne, o których Gazzik marzy od lat. Gdyby kapitan był mądry policzył by je przed wyjściem z łodzi.
- To jest to - powiedziała Angela. - Gor i reszta będą tutaj czekać.
W oddali mogliśmy zobaczyć coś co wyglądało, jakby zostało wyjęte z filmu James Bond: jasna ogromna kopuła trzy tysiące stóp pod powierzchnią wody. To wyglądało tak jakby ktoś przykrył stadion piłkarski i wrzucił go do oceanu. Pomimo wielkość bez okularów nie zobaczylibyśmy tego. Gdy podpłynęliśmy zobaczyłam, że kopuła jest metalowa z szerokim pasmem okien. Trzy różne wejścia dla okrętów podwodnych, co oznacza, że pan Chu ma do nich dostęp. Kto wie, może ma nawet jakieś powiązania z jakimiś organizacjami wojskowymi, albo jest aż tak bogaty, że kupił sobie całą flotę okręgów podwodnych.
- Ledwo co słyszę Gor - powiedziała sfrustrowana Angela. Wstała spuszczając ręczniki. - Muszę ponownie wyjść na zewnątrz.
Miałam 40 tysięcy ton powodów, dlaczego nie powinna tego robić, ale jeśli rzeczywiście musimy polegać na potworach morskich (które tak naprawdę nazywają się Krelp) to pójdę z nią.
- Okey - powiedziałam niechętnie rozplątując ręczniki. - Idę z tobą.
- Oh, dziękuję Max! - Angela chwyciła moją rękę i udałyśmy się do komory. Było jak za dawnych lat, pomijając to, że jesteśmy na dnie oceanu. I poza tym, że będziemy rozmawiać z potworami i będziemy ratować moją mamę. Poza tym wszystko jest jak dawniej.
Nikt nie protestował i nie próbował nas zatrzymać.
Kieł spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, a ja uśmiechnęłam się do niego. Całowanie jest zarezerwowane na śmiercionośne wyprawy.
Ta taka nie jest.
Mam nadzieję, mam ogromną nadzieję, że ta nie jest śmiercionośna.
----------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, ale to nie moja wina więc nie będę przepraszać, do końca zostało chyba jeszcze 5 rozdziałów, także ten, możecie komentować :*
Do następnego
Poruszaliśmy się wolno poprzez ciemność. Wyłączyliśmy reflektory, aby w miarę możliwości prześlizgnąć się niezauważenie łodziom, która waży 600 ton.
Angela zmarszczyła brwi.
- To powinno być gdzieś tu po lewej, płyń wolniej.
Kapitan wydał rozkaz, a następnie rozdano okulary noktowizyjne, o których Gazzik marzy od lat. Gdyby kapitan był mądry policzył by je przed wyjściem z łodzi.
- To jest to - powiedziała Angela. - Gor i reszta będą tutaj czekać.
W oddali mogliśmy zobaczyć coś co wyglądało, jakby zostało wyjęte z filmu James Bond: jasna ogromna kopuła trzy tysiące stóp pod powierzchnią wody. To wyglądało tak jakby ktoś przykrył stadion piłkarski i wrzucił go do oceanu. Pomimo wielkość bez okularów nie zobaczylibyśmy tego. Gdy podpłynęliśmy zobaczyłam, że kopuła jest metalowa z szerokim pasmem okien. Trzy różne wejścia dla okrętów podwodnych, co oznacza, że pan Chu ma do nich dostęp. Kto wie, może ma nawet jakieś powiązania z jakimiś organizacjami wojskowymi, albo jest aż tak bogaty, że kupił sobie całą flotę okręgów podwodnych.
- Ledwo co słyszę Gor - powiedziała sfrustrowana Angela. Wstała spuszczając ręczniki. - Muszę ponownie wyjść na zewnątrz.
Miałam 40 tysięcy ton powodów, dlaczego nie powinna tego robić, ale jeśli rzeczywiście musimy polegać na potworach morskich (które tak naprawdę nazywają się Krelp) to pójdę z nią.
- Okey - powiedziałam niechętnie rozplątując ręczniki. - Idę z tobą.
- Oh, dziękuję Max! - Angela chwyciła moją rękę i udałyśmy się do komory. Było jak za dawnych lat, pomijając to, że jesteśmy na dnie oceanu. I poza tym, że będziemy rozmawiać z potworami i będziemy ratować moją mamę. Poza tym wszystko jest jak dawniej.
Nikt nie protestował i nie próbował nas zatrzymać.
Kieł spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, a ja uśmiechnęłam się do niego. Całowanie jest zarezerwowane na śmiercionośne wyprawy.
Ta taka nie jest.
Mam nadzieję, mam ogromną nadzieję, że ta nie jest śmiercionośna.
----------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, ale to nie moja wina więc nie będę przepraszać, do końca zostało chyba jeszcze 5 rozdziałów, także ten, możecie komentować :*
Do następnego
Komentarze
Prześlij komentarz