Rozdział 72
Sztuczne ciśnienie w komorze pozwoliło mi spać do wody.
Chcecie usłyszeć śmieszną rzecz? Wzięłam głęboki oddech. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie muszę. Następnie wszystkie moje myśli wypadły z mojej głowy, gdy uświadomiłam sobie, jak piekielnie zimna była woda na tej głębokości. Bulgotałam próbując krzyknąć pod wodą i uświadomiłam sobie, że nie zostałam jeszcze zgnieciona, więc zaczęłam płynąć w stronę światła. Miałam nadzieję, że są to reflektory łodzi, a nie światło objawiające się człowiekowi, który umarł. Nie zdawałam sobie sprawy, w którą stronę płynęłam i zakładałam, że nie w stronę nieba. I wtedy zdałam sobie sprawę, że gdybym umarła, nie czułabym się jak dziecko-ptak, nie czułabym zimna i bólu powodowanego każdym ruchem. I to mnie dopingowało.
Mimo, że nie zostałam zgnieciona na tej głębokości, to i tak okropnie trudne okazało się pływanie, aby przedostać się gdziekolwiek.
Czułam się jakbym brodziła w galarecie lub jakbym poruszała się w zwolnionym tempie. I było też duże ciśnienie naciskające ze wszystkich stron. Nie czułam się dobrze i zastanawiałam się jak długo wytrzyma tutaj moje ciało.
Widoczność była słaba, wszędzie unosił się pył, a ja ciągle mrugałam, zapisując sobie w myślach, aby następnym razem wziąć maskę.
Potem zobaczyłam to, jedną z kreatur. Wokół niej było też kilka innych, a największa była wielkości naszej łodzi. Odwróciły się lekko i skupiły swoje czerwone oczy na mnie.
Ptaki pracują. Powiedział Głos.
Huh? byłam tak zaskoczona, że na chwilę przestałam płynąć.
Ptaki pracują. Powtórzył Głos.
Zaczęłam ponownie płynąć Głosie, możemy to załatwić później? Jestem tutaj w środku czegoś.
Teraz byłam 20 stóp od potwora i tak jak wcześniej widziałam jego skórę składającą się z całej masy sączących się ran, zaczerwienień i surowego mięsa. Nie był symetryczny z żadnej ze stron.
Wyglądał jakby został zbudowany z zestawu "playmobil potwór morski" przez dwulatka, który źle go poskładał.
Ptaki pracują. Powtórzył Głos. Pracują, aby nam pomóc.
I właśnie wtedy istota przesunęła się uwalniając... Angelę. Ruszyłam do przodu tak szybko jak tylko mogłam, czyli z prędkością morskiego ślimaka.
Angela miała zamknięte oczy i pływała tam, a raczej unosiła się bez ruchu. Serce mi się ścisnęło, przez co machanie rękami stało się jeszcze bardziej trudne.
Potem ona zamrugała, uśmiechnęła się do potwora, odwróciła się w moją stronę. Jej twarz rozjaśniła się, wyciągnęła ramiona i w pośpiechu w zwolnionym tempie popłynęła do mnie. Złapałam ją w ramiona i trzymałam w mocnym uścisku czując ulgę, że ona nadal żyję i że będę mogła skopać jej później tyłek.
- Max! - powiedziała, a jej małe ramiona oplotła wokół mojej szyi. Wszędzie były bąbelki i wszystko było niewyraźne, ale zrozumiałam. - Wszystko zostało już wyjaśnione przez Gor - powiedziała Wskazując na największą istotę.
- Coo?
- To nie ich wina - bąbelkowała Angela. - Zostały zmutowane genetycznie, podobnie jak my. One są mądre. Atakują łodzie rybackie, bo ich długie siatki uszkadzają ich jaja i dzieci.
Moje usta w któreś chwili się otwarły, ale teraz musiałam je zamknąć, ponieważ malutkie krewetki próbowały tam wpłynąć.
- To promieniowanie co je stworzyło teraz jest powodem ich chorób. - Bąbelki z szyi Angeli wypływały z zawrotną prędkością. - Są wściekłe na korporację Chu i powiedziałam im, że to tak jak my, więc teraz jesteśmy w jednej drużynie. I - Angela przerwała, a jej oczy rozbłysły w świetle reflektorów. - I one wiedzą gdzie jest dr Martinez.
--------------------------------------------------------------
Z powodu choroby nie biorę odpowiedzialności za ten rozdział.
Powodzenia w szkole i do następnego :*
Chcecie usłyszeć śmieszną rzecz? Wzięłam głęboki oddech. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie muszę. Następnie wszystkie moje myśli wypadły z mojej głowy, gdy uświadomiłam sobie, jak piekielnie zimna była woda na tej głębokości. Bulgotałam próbując krzyknąć pod wodą i uświadomiłam sobie, że nie zostałam jeszcze zgnieciona, więc zaczęłam płynąć w stronę światła. Miałam nadzieję, że są to reflektory łodzi, a nie światło objawiające się człowiekowi, który umarł. Nie zdawałam sobie sprawy, w którą stronę płynęłam i zakładałam, że nie w stronę nieba. I wtedy zdałam sobie sprawę, że gdybym umarła, nie czułabym się jak dziecko-ptak, nie czułabym zimna i bólu powodowanego każdym ruchem. I to mnie dopingowało.
Mimo, że nie zostałam zgnieciona na tej głębokości, to i tak okropnie trudne okazało się pływanie, aby przedostać się gdziekolwiek.
Czułam się jakbym brodziła w galarecie lub jakbym poruszała się w zwolnionym tempie. I było też duże ciśnienie naciskające ze wszystkich stron. Nie czułam się dobrze i zastanawiałam się jak długo wytrzyma tutaj moje ciało.
Widoczność była słaba, wszędzie unosił się pył, a ja ciągle mrugałam, zapisując sobie w myślach, aby następnym razem wziąć maskę.
Potem zobaczyłam to, jedną z kreatur. Wokół niej było też kilka innych, a największa była wielkości naszej łodzi. Odwróciły się lekko i skupiły swoje czerwone oczy na mnie.
Ptaki pracują. Powiedział Głos.
Huh? byłam tak zaskoczona, że na chwilę przestałam płynąć.
Ptaki pracują. Powtórzył Głos.
Zaczęłam ponownie płynąć Głosie, możemy to załatwić później? Jestem tutaj w środku czegoś.
Teraz byłam 20 stóp od potwora i tak jak wcześniej widziałam jego skórę składającą się z całej masy sączących się ran, zaczerwienień i surowego mięsa. Nie był symetryczny z żadnej ze stron.
Wyglądał jakby został zbudowany z zestawu "playmobil potwór morski" przez dwulatka, który źle go poskładał.
Ptaki pracują. Powtórzył Głos. Pracują, aby nam pomóc.
I właśnie wtedy istota przesunęła się uwalniając... Angelę. Ruszyłam do przodu tak szybko jak tylko mogłam, czyli z prędkością morskiego ślimaka.
Angela miała zamknięte oczy i pływała tam, a raczej unosiła się bez ruchu. Serce mi się ścisnęło, przez co machanie rękami stało się jeszcze bardziej trudne.
Potem ona zamrugała, uśmiechnęła się do potwora, odwróciła się w moją stronę. Jej twarz rozjaśniła się, wyciągnęła ramiona i w pośpiechu w zwolnionym tempie popłynęła do mnie. Złapałam ją w ramiona i trzymałam w mocnym uścisku czując ulgę, że ona nadal żyję i że będę mogła skopać jej później tyłek.
- Max! - powiedziała, a jej małe ramiona oplotła wokół mojej szyi. Wszędzie były bąbelki i wszystko było niewyraźne, ale zrozumiałam. - Wszystko zostało już wyjaśnione przez Gor - powiedziała Wskazując na największą istotę.
- Coo?
- To nie ich wina - bąbelkowała Angela. - Zostały zmutowane genetycznie, podobnie jak my. One są mądre. Atakują łodzie rybackie, bo ich długie siatki uszkadzają ich jaja i dzieci.
Moje usta w któreś chwili się otwarły, ale teraz musiałam je zamknąć, ponieważ malutkie krewetki próbowały tam wpłynąć.
- To promieniowanie co je stworzyło teraz jest powodem ich chorób. - Bąbelki z szyi Angeli wypływały z zawrotną prędkością. - Są wściekłe na korporację Chu i powiedziałam im, że to tak jak my, więc teraz jesteśmy w jednej drużynie. I - Angela przerwała, a jej oczy rozbłysły w świetle reflektorów. - I one wiedzą gdzie jest dr Martinez.
--------------------------------------------------------------
Z powodu choroby nie biorę odpowiedzialności za ten rozdział.
Powodzenia w szkole i do następnego :*
Komentarze
Prześlij komentarz