rozdział 66
Pocisk był tak duży i szybki jak pociąg towarowy, i tak samo silny. Staranował mnie przez co teraz jestem daleko od reszty kręcąc salta. Zaskoczył mnie tak bardzo, że tym razem naprawdę połknęłam wodę. Bez mojego ogromnego zbiornika na powietrze szybko udało mi się wyprostować i przyjąć postawę bojową, i pomimo, że byłam 20 stóp od reszty to oni też byli atakowani.
Ale co nas atakowało?
To co mnie uderzyło z zawrotną prędkością zawróciło w ich stronę. Rzuciłam się za nim trzymając mocno schowane skrzydła. Istota była dziwnie szybka i zwinna, płynęła jak węże czy węgorze i była rozmiarów Volkswagen bug Boeing 747. Podejrzewam, że to to coś zaatakowało łodzie rybackie, ale nawet z tak bliskiej odległości nie mogłam stwierdzić czym to jest. Wskoczyłam na jego tył i starałam się utrzymać i atakować tak mocno jak tylko umiałam. Jego skóra była szorstka i nierówna, wyglądała, jakby była cała w ranach, w większości ropiejących, na których widok mój żołądek chciał zwrócić wszystko co kiedykolwiek zjadłam. Starałam się znaleźć oczy, albo jakiś słaby punkt, w który mogłam uderzać, ale wszystko było twarde i pod grubą warstwą skóry. Nie było żadnej symetrii. To coś szarpnęło się i zrzuciło mnie, przez co wpadłam na Kła. Gdy doszliśmy do ładu z całej siły kopnęłam to coś i wtedy zobaczyłam małe czerwone oko. Tylko jedno oko.
Sprawdziłam sytuację, dr Akana i John byli wyczerpani i przerażeni bezskutecznie próbując odeprzeć ciosy. Powinniśmy stale płynąć na powierzchnię do łodzi, ale teraz widzę, że na razie nie ma po niej śladu. Nie widziałam gdzie do cholery byliśmy i jak wezwać pomoc. Nawet Angela była atakowana, więc zaczęłam się zastanawiać, czy ta istota potrafi się jakkolwiek komunikować.
Max! Wynoś się stamtąd w tej chwili! krzyknął Głos. Weź innych i wynoście się stamtąd!
Złapałam Angelę za ramię i popchnęłam ją w kierunku powierzchni, w między czasie kopnęłam potwora sięgającego po nią. Dwa razy musiałam uderzyć to coś w pysk aby uratować Johna, którego w przeciwieństwie do Angeli nie trzeba było pchać do ucieczki. Kieł wreszcie się uwolnił od atakującego. Razem kopnęliśmy to co zaatakowało dr Akanę i wyswobodziliśmy ją nieprzytomną. Nagle usłyszałam cienki świszczący dźwięk i zobaczyłam ciemne, długie i szczupłe coś. To nie było zwierze, to było coś jeszcze bardziej zabójcze, to była rakieta. Wysłana przez marynarkę.
- W górę! - krzyknęłam do Kła. - Teraz!
Odwróciliśmy się od potworów i kopnęliśmy dr Akane tak mocno jak tylko mogliśmy. Następnie szybko zaczęliśmy płynąć w stronę powierzchni. Niestety nie wystarczająco, wybuch była tak potężny, że wyrzuciło nas dobre 30 stóp ponad powierzchnią wody. Płakałam trzymając moje uszy, a potem uświadomiłam sobie, że jesteśmy w powietrzu i szybko rozłożyłam skrzydła, Kieł zrobił to samo. Wisieliśmy w powietrzu nad oceanem obserwując jak na wodzie unoszą się części potwora. Ledwo cokolwiek słyszałam i czułam się jakby ktoś szpikulcem przekuł mi bębenki, nawet połykanie bolało.
Mniej niż jedna czwarta mili od nas stała nasza łódź. Kieł i ja wylądowaliśmy na pokładzie. Oboje byliśmy pokryci zadrapaniami i siniakami, nałykałam się słonej wody, a w głowie mi wirowało z powodu bólu w uszach. W sumie czułam się jak gówno, ale nie tak źle jak dr Akana, która nadal nieprzytomna została wyłowiona z wody. Dysząc oparłam się o barierkę. i zwróciłam się do Kła
- Więc marynarka pozbyła się tego za nas - mój głos był przytłumiony i brzmiał jakby był gdzieś bardzo daleko. - Ludzie naprawdę nas uratowali. W brutalny i głupi sposób, ale jednak.
To była nasz nowa koncepcja i zrozumienie jej chwile nam zajmie.
Ale teraz mamy ważniejsze pytane "Czym do cholery były te rzeczy i skąd się wzięły?
Ale co nas atakowało?
To co mnie uderzyło z zawrotną prędkością zawróciło w ich stronę. Rzuciłam się za nim trzymając mocno schowane skrzydła. Istota była dziwnie szybka i zwinna, płynęła jak węże czy węgorze i była rozmiarów Volkswagen bug Boeing 747. Podejrzewam, że to to coś zaatakowało łodzie rybackie, ale nawet z tak bliskiej odległości nie mogłam stwierdzić czym to jest. Wskoczyłam na jego tył i starałam się utrzymać i atakować tak mocno jak tylko umiałam. Jego skóra była szorstka i nierówna, wyglądała, jakby była cała w ranach, w większości ropiejących, na których widok mój żołądek chciał zwrócić wszystko co kiedykolwiek zjadłam. Starałam się znaleźć oczy, albo jakiś słaby punkt, w który mogłam uderzać, ale wszystko było twarde i pod grubą warstwą skóry. Nie było żadnej symetrii. To coś szarpnęło się i zrzuciło mnie, przez co wpadłam na Kła. Gdy doszliśmy do ładu z całej siły kopnęłam to coś i wtedy zobaczyłam małe czerwone oko. Tylko jedno oko.
Sprawdziłam sytuację, dr Akana i John byli wyczerpani i przerażeni bezskutecznie próbując odeprzeć ciosy. Powinniśmy stale płynąć na powierzchnię do łodzi, ale teraz widzę, że na razie nie ma po niej śladu. Nie widziałam gdzie do cholery byliśmy i jak wezwać pomoc. Nawet Angela była atakowana, więc zaczęłam się zastanawiać, czy ta istota potrafi się jakkolwiek komunikować.
Max! Wynoś się stamtąd w tej chwili! krzyknął Głos. Weź innych i wynoście się stamtąd!
Złapałam Angelę za ramię i popchnęłam ją w kierunku powierzchni, w między czasie kopnęłam potwora sięgającego po nią. Dwa razy musiałam uderzyć to coś w pysk aby uratować Johna, którego w przeciwieństwie do Angeli nie trzeba było pchać do ucieczki. Kieł wreszcie się uwolnił od atakującego. Razem kopnęliśmy to co zaatakowało dr Akanę i wyswobodziliśmy ją nieprzytomną. Nagle usłyszałam cienki świszczący dźwięk i zobaczyłam ciemne, długie i szczupłe coś. To nie było zwierze, to było coś jeszcze bardziej zabójcze, to była rakieta. Wysłana przez marynarkę.
- W górę! - krzyknęłam do Kła. - Teraz!
Odwróciliśmy się od potworów i kopnęliśmy dr Akane tak mocno jak tylko mogliśmy. Następnie szybko zaczęliśmy płynąć w stronę powierzchni. Niestety nie wystarczająco, wybuch była tak potężny, że wyrzuciło nas dobre 30 stóp ponad powierzchnią wody. Płakałam trzymając moje uszy, a potem uświadomiłam sobie, że jesteśmy w powietrzu i szybko rozłożyłam skrzydła, Kieł zrobił to samo. Wisieliśmy w powietrzu nad oceanem obserwując jak na wodzie unoszą się części potwora. Ledwo cokolwiek słyszałam i czułam się jakby ktoś szpikulcem przekuł mi bębenki, nawet połykanie bolało.
Mniej niż jedna czwarta mili od nas stała nasza łódź. Kieł i ja wylądowaliśmy na pokładzie. Oboje byliśmy pokryci zadrapaniami i siniakami, nałykałam się słonej wody, a w głowie mi wirowało z powodu bólu w uszach. W sumie czułam się jak gówno, ale nie tak źle jak dr Akana, która nadal nieprzytomna została wyłowiona z wody. Dysząc oparłam się o barierkę. i zwróciłam się do Kła
- Więc marynarka pozbyła się tego za nas - mój głos był przytłumiony i brzmiał jakby był gdzieś bardzo daleko. - Ludzie naprawdę nas uratowali. W brutalny i głupi sposób, ale jednak.
To była nasz nowa koncepcja i zrozumienie jej chwile nam zajmie.
Ale teraz mamy ważniejsze pytane "Czym do cholery były te rzeczy i skąd się wzięły?
Komentarze
Prześlij komentarz