rozdział 65
Pamiętam jak Angela demonstrowała nam ten nowy talent - ona jakby połykała duże ilości wody i wtedy zdawały się pojawiać prawie niewidoczne skrzela. Spróbowałam tego,ostrożnie, bojąc się, że jeśli połknę dużo słonej wody to, uduszę się. Ale ten nowy mechanizm był na swoim miejscu, więc przełykana woda, natychmiast została wyrzucana, przez co nie wpływała do mojej tchawicy lub przełyku. To było, to było spoko. Uśmiechając się zdjęłam resztę niewygodnego balastu, który spadł w ciemną otchłań. Teraz czułam się o wiele lepiej, lżej i bardziej zwrotna. Potem pochyliłam się nad Kłem, patrząc przez wodę, na jego gładką jasnobrązową skórę pod moimi pomarszczonymi palcami. Odsunęłam się i kiwnęłam głową, miał taki sam strumień pęcherzyków wypływających z szyi. Wypluł regulator i dr Akana z Johnem podpłynęli do niego szybko, próbując go powstrzymać, ale wskazał im boki szyi. Naukowcom oczy prawie wyszły z masek.
Nadal oszołomieni wskazali na wyjście jaskini, gdzie czekały na nas blond loki udające syrenę.
Tak, Angela.
Kiedy zobaczyła nas bez ekwipunku uśmiechnęła się mówiąc "a nie mówiłam". Mały głupek. Kiedy podeszłam do niej jeszcze raz spróbowałam przełknąć łuk wody i poczułam jak wylatuje przez skrzela. Następne wdechy były już bardziej instynktowne. I pomyślałam jakie to będzie przydatne, ale potem zaczęłam się zastanawiać, czy bardziej nie upodobnimy się do ryb? Czy na przykład wyrosną nam łuski? Uh... nie... ja dziękuje.
Ale pływanie bez wielkiego, ciężkiego i niewygodnego sprzętu na plecach i gumy w ustach wydaje się przyjemne i chyba zrozumiałam czym tak naprawdę zachwyca się Angela. Nadal wolę powietrze, wiatr na twarzy i słońce ogrzewające moje skrzydła, ale też nie było aż tak złe. Skierowaliśmy się do łodzi. Zaczęłam układać długi wykład dla Angeli i spróbować wbić do jej małej głowy, że tak nie może robić. A potem tak bez ostrzeżenia coś we mnie uderzyło, tak mocno, że wydusiło ze mnie całe powietrze gdziekolwiek by ono nie było.
Nadal oszołomieni wskazali na wyjście jaskini, gdzie czekały na nas blond loki udające syrenę.
Tak, Angela.
Kiedy zobaczyła nas bez ekwipunku uśmiechnęła się mówiąc "a nie mówiłam". Mały głupek. Kiedy podeszłam do niej jeszcze raz spróbowałam przełknąć łuk wody i poczułam jak wylatuje przez skrzela. Następne wdechy były już bardziej instynktowne. I pomyślałam jakie to będzie przydatne, ale potem zaczęłam się zastanawiać, czy bardziej nie upodobnimy się do ryb? Czy na przykład wyrosną nam łuski? Uh... nie... ja dziękuje.
Ale pływanie bez wielkiego, ciężkiego i niewygodnego sprzętu na plecach i gumy w ustach wydaje się przyjemne i chyba zrozumiałam czym tak naprawdę zachwyca się Angela. Nadal wolę powietrze, wiatr na twarzy i słońce ogrzewające moje skrzydła, ale też nie było aż tak złe. Skierowaliśmy się do łodzi. Zaczęłam układać długi wykład dla Angeli i spróbować wbić do jej małej głowy, że tak nie może robić. A potem tak bez ostrzeżenia coś we mnie uderzyło, tak mocno, że wydusiło ze mnie całe powietrze gdziekolwiek by ono nie było.
Komentarze
Prześlij komentarz