Rozdział 62
- Po prostu podpisz to - drugi dowódca pchnął papier na drugą stronę stołu. Dr Valencia Martinez spojrzała na kobietę. Ręce miała skute kajdankami za plecami, a ona była za bardzo zmęczona na cokolwiek. Przynajmniej jej napady głodu przeszyły po czterech dniach nie jedzenia. Teraz czuła się słaba i chora, i chciała się położyć spać na bardzo długi czas.
- Nie - drugi dowódca usiadł.
- Wszystko co musisz zrobić, to podpisanie, następnie nagramy ciebie zamykającą CSM. Potem możesz się napić, najeść i spotkać się ze swoją rodziną.
Wystarczyło wspomnieć o rzeczywistym jedzeniu, a dr. Martinez dostała mdłości.
- Nie. Wierzę w CSM. Niszczymy naszą planetę i to musi się skończyć.
Drugi dowódca musiał bardzo uważać, aby nie okazać jej złości i frustracji. Zamiast tego skinęła głową na jednego z M-geeków stojących na straży. Ten ruszył płynnie nie czyniąc żadnego dźwięku. Wyciągnął rękę i długą, cienką rzecz przypominającą rozszerzony na końcu śrubokręt. Dotknął tym skóry na ramieniu dr Martinez. Podskoczyła, ale stłumiła okrzyk bólu. Narzędzie pozostawiła na jej skórze mała czerwoną plamę. Wyglądam jakbym miała odrę, pomyślała z rosnącą histerią. Myśl o czymś innym pomyślała. O byciu gdzieś indziej. Niewielki, śmierdzący pokój wydawał się znikać w miarę jak Valencia wpatrywała się w przechodzącego obok małych, grubych okien drugiego dowódcy. Woda na zewnątrz był ciemna, tylko światła pochodzące z potężnych belek, z których była zbudowana stacja podwodna. Dr Martinez chciała, aby po prostu wrzucili ją do tej głębi. Tam było by jej jak w niebie, cisza, zimno i mokro, ale gdyby tam była, byłaby skończona. Nie musiałaby się już niczym martwić. Nic już by jej nie zaszkodziło. Mogłaby spać. Coś ciemnego i ogromnego przepłynęło przez wiązkę światła. Valencia zamrugała widząc, że to nie był wieloryb. Co to było?
To było żywe, na pewno nie było maszyną. Ale nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. To było obrzydliwie groteskowym błędem. I nagle wszystko się ułożyło, wszystko nabrało sensu i wiedziała dlaczego ją porwali. I dlaczego rozpaczliwie potrzebowali zlikwidować CSM.
- Jeśli nie chcesz uratować siebie - powiedziała drugi dowódca - Może chcesz uratować swoją najstarszą córkę?
Dr Martinez napotkała jej oczy.
- Mamy Maximum Ride w areszcie - powiedziała tryumfalnie drugi dowódca. - Podpisz to, a ją wypuścimy.
Śmiech w suchych ustach dr Martinez nie brzmiał dobrze.
- Jeśli macie Max w areszcie - powiedziała. - To szczerze wam współczuję.
Gdy zaczęła się ponownie śmiać M-geek potraktował ją większą dawką niż zwykle, przez co wszystko się rozmazało na minutę, a potem zemdlała.
--------------------
Wiem, że rozdział jest krótki i mam dla was złą wiadomość, bo większość następnych też jest tak krótka.
- Nie - drugi dowódca usiadł.
- Wszystko co musisz zrobić, to podpisanie, następnie nagramy ciebie zamykającą CSM. Potem możesz się napić, najeść i spotkać się ze swoją rodziną.
Wystarczyło wspomnieć o rzeczywistym jedzeniu, a dr. Martinez dostała mdłości.
- Nie. Wierzę w CSM. Niszczymy naszą planetę i to musi się skończyć.
Drugi dowódca musiał bardzo uważać, aby nie okazać jej złości i frustracji. Zamiast tego skinęła głową na jednego z M-geeków stojących na straży. Ten ruszył płynnie nie czyniąc żadnego dźwięku. Wyciągnął rękę i długą, cienką rzecz przypominającą rozszerzony na końcu śrubokręt. Dotknął tym skóry na ramieniu dr Martinez. Podskoczyła, ale stłumiła okrzyk bólu. Narzędzie pozostawiła na jej skórze mała czerwoną plamę. Wyglądam jakbym miała odrę, pomyślała z rosnącą histerią. Myśl o czymś innym pomyślała. O byciu gdzieś indziej. Niewielki, śmierdzący pokój wydawał się znikać w miarę jak Valencia wpatrywała się w przechodzącego obok małych, grubych okien drugiego dowódcy. Woda na zewnątrz był ciemna, tylko światła pochodzące z potężnych belek, z których była zbudowana stacja podwodna. Dr Martinez chciała, aby po prostu wrzucili ją do tej głębi. Tam było by jej jak w niebie, cisza, zimno i mokro, ale gdyby tam była, byłaby skończona. Nie musiałaby się już niczym martwić. Nic już by jej nie zaszkodziło. Mogłaby spać. Coś ciemnego i ogromnego przepłynęło przez wiązkę światła. Valencia zamrugała widząc, że to nie był wieloryb. Co to było?
To było żywe, na pewno nie było maszyną. Ale nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. To było obrzydliwie groteskowym błędem. I nagle wszystko się ułożyło, wszystko nabrało sensu i wiedziała dlaczego ją porwali. I dlaczego rozpaczliwie potrzebowali zlikwidować CSM.
- Jeśli nie chcesz uratować siebie - powiedziała drugi dowódca - Może chcesz uratować swoją najstarszą córkę?
Dr Martinez napotkała jej oczy.
- Mamy Maximum Ride w areszcie - powiedziała tryumfalnie drugi dowódca. - Podpisz to, a ją wypuścimy.
Śmiech w suchych ustach dr Martinez nie brzmiał dobrze.
- Jeśli macie Max w areszcie - powiedziała. - To szczerze wam współczuję.
Gdy zaczęła się ponownie śmiać M-geek potraktował ją większą dawką niż zwykle, przez co wszystko się rozmazało na minutę, a potem zemdlała.
--------------------
Wiem, że rozdział jest krótki i mam dla was złą wiadomość, bo większość następnych też jest tak krótka.
Komentarze
Prześlij komentarz