Rozdział 61

Chciałabym poświęcić chwilkę, aby podkreślić, że pod wodą człowiek potrzebuje płetw, maski, zbiornika ze sprężonym powietrzem i regulatora oddechu. W powietrzu nie potrzebowałam nic. Co to oznacza? Dokładnie, że woda nie jest dla mnie. Prawie osiem minut zajęło nam zebranie sprzętu dla Johna, dr. Akana, Kła i mnie. Chociaż czułam jakby upłynął miesiąc. Ale wreszcie trzymałam swoją maskę przed twarzą i spadałam do tyłu za burtę, czując wagę balastu i ciężar butli z powietrzem, ciągnące mnie pod powierzchnię. Trzy kolejne plamy pojawiły się w wodzie i nasz czteroosobowy gang obrócił się o 360 stopni jakbyśmy mieli nadzieję, że Angela zaczekała na nas gdzieś w w pobliżu. O co chcesz się założyć, że została i zgodziła się być z nami i wtedy w piątkę spokojnie rozejrzeliśmy się dokładnie oceanowi? Nie sądzę. To sześcio-, przepraszam, siedmioletnie dziecko z wolą jak z żelaza, przy którym cała twoja moc spokojnego rozumowania zostaje zniszczona przez  wściekłą wiewiórkę średniej wielkości. Różnica między tym, a jej okazjonalnymi wstawkami, o tym, że powinna zostać liderem stada, było szukaniem kłopotów. Dr. Akana i John znów odwrócili się i popłynęli w tamtym kierunku. Kieł i ja też, ponieważ jesteśmy pewni, że popłynęła  tam. Przed nami były wzgórza skał koralowych, albo czegoś i tysiące rybek. Pływających wkoło i w płytkich jaskiniach. Dr. Akana powiedziała nam, ze wokół Hawajów są  podwodne jaskinie wulkaniczne, więc domyśliłam się, że to czego szukamy jest w nich. Ale nie było Angeli, nawet śladu pęcherzyków. Wszyscy mieliśmy duże latarki i świeciliśmy nimi po jaskiniach obserwując jak ryby uciekają przed nim. Widzieliśmy homary, zbyt wiele różnych ryb do identyfikacji, korale, gąbki, kilka muren. Ale nie było Angeli. Zaczynałam być naprawdę wściekła, a przez zbiornik na moich plecach czułam się niezręcznie. Faktem było, że gdy było nas tylko sześciu Angela naprawdę się mnie słuchała i zawsze chciała być blisko mnie. Teraz gdy zostaliśmy otoczeni przez dorosłych, którzy dają nam jedzenie i biorą nas na wycieczki, Angela nie potrzebuje mnie. To boli. Przesuwałam światłem wzdłuż ścian jaskini i nie widziałam nic podobnego do ptako-dziecka, zaczęłam się wycofywać. Rozejrzałam się za innymi... i uświadomiłam sobie, że jestem sama. Daleko, daleko w głębokiej jaskini. Zamyśliłam się i nie zauważyłam, że reszta gdzieś popłynęła. Szybko spojrzałam w lewo i prawo przeszukując czarną wodę latarką. Nie widziałam nic. Nie widziałam nawet wejścia do jaskini. Musiałam zbłądzić, chodząc między ścianami, nie zauważyłam przejścia. Bzdury. Celowo zwolniłam oddech i próbowałam się uspokoić. Weszłam do jaskini, więc mogę się z niej wydostać. W butli mam  jeszcze wystarczająco dużo powietrza na dobre pół godziny, bywałam w gorszych sytuacjach. Muszę się tylko uspokoić i znaleźć wyjście. Oczywiście wycofywanie się działa najlepiej, gdy są jakieś pozostawione znaki, lub chociażby jakieś znaki rozpoznawcze. Niestety to tak nie działa, gdy jedynym śladem są pęcherzyki powietrza, a znakiem rozpoznawczym zgniłe ściany jaskini, wyglądające jak każda inna zgniła ściana, każdej innej, cholernej jaskini, mogę się tylko zapytać zaskoczonej ryby o drogę i ----- ups!
Nie jestem cholerną telepatką! Odkryłam, że podwodny krzyk, jest o wiele mniej satysfakcjonujący i skuteczny, gdy wydobywa się przez regulator oddechu. Wyobraziłam sobie Kła wydobywającego moje utopione ciało, płynęłam ostrożne w kierunku, z którego, tak mi się wydaję, przypłynęłam. Nic nie wyglądało znajomo, i nic nie wyglądało tak samo. Wszystko wyglądało tak samo. Nigdzie nie było chociażby promienia światła i ani śladu po moich kolegach nurkach. Wyobraziłam sobie swój pogrzeb, Kuks dławiącą się szlochem i rzucającą kwiaty na moją trumnę. Moje gardło się zacisnęło, a łzy napłynęły mi do oczy, przez co zaparowała mi maska. Przeklęłam głośno mój regulator i wyczyściłam maskę tak jak mnie uczono. Gdy ponownie mogłam widzieć, ponownie spróbowałam się uspokoić. I to wtedy zdałam sobie sprawę, że patrzę na rozwidlenie jaskini, gdzie pewnie się rozdzieliliśmy.  Powinnam wpłynąć w jedno z rozwidleń, czy może zostać tu, a może powinnam zawrócić? Pozwól mi przeformułować to pytanie: Co by było dalej gdyby moje życie byłoby banalnym horrorem, a ja jego bohaterką, samotnie zgubioną w podwodnej jaskini? Pewnie myślisz: Spadła jej latarka, która później roztrzaskała się na ścianie jaskini, a ona sama umrze pogrążona w ciemności, to tak, zgadłeś. Ale założę się, że nie domyślasz się ataku ogromnej ośmiornicy.

Komentarze

Popularne posty