rozdział 51

Dwanaście godzin zajęło nam przepłynięcie drogi, którą normalnie przelecielibyśmy w sześć minut. Zatrzymajmy się na chwilę i podziękujmy szalonym naukowcom, że wszczepili nam DNA ptaków, anie nie DNA kalmara lub małża. Łódź przepłynęła między wsypami Maui i Hawaje, potem wypłynęliśmy po prawej stronie Parku Narodowego Haleakala.. Oczywiście gdy tylko usłyszałam polecenie "wynurzamy się" przywarłam do drabiny, która prowadziła do włazu. Na dworze byłam druga i połykam ogromnymi haustami świeże powietrze. Zwróciłam się do kapitana, do którego dołączył  John Abate i Brigid Dwyer.
- Więc jak tu się znaleźliśmy? - zapytałam.
- Zabieramy morskiego biologa - wyjaśnij kapitan
- Naszego kolegę - powiedział John
- Specjalizuje się w kościach ryb, większości tych, które masowo zmarły. Ach, oto ona.
W naszą stronę szła niska kobieta z siwym, długim warkoczem. W oddali stało kilka dzieciaków, które opuściły pokład szkolnego autobusy z gimnazjum w Fremont, które nagle pojawiły się w wejściu Parku Narodowego.
- Hej! - powiedziała wesoło kobieta - Aloha!
- Aloha - odpowiedział jej z szacunkiem kapitan.
- Noelani! Dobrze cię znowu widzieć. - powiedział John ściskając jej rękę. Odwrócił się do mnie. - Max, to jest doktor Noelani Akana. Zna te wody jak ty śmieciowe jedzenie, ona nam pomoże.
- Cześć - powiedziałam, decydując, że nie należy się przejmować komentarzem o śmieciowym jedzeniu. 
- Ach, Max - powiedziała śpiewnym i miłym głosem. Domyśliłam się, że urodziła i wychowała się na Hawajach. Patrzyła na mnie jasnoczarnymi oczami, ale nie nieprzyjemnie. - Max, cud ptak dziewczyna.
- Uh... to jedno z moich imion - powiedziałam zawstydzona. Dr Akana posłała mi cudowny, szeroki uśmiech. 
- Nie mogę się doczekać, aby poznać resztę. W porządku kapitanie, wejdźmy na pokład tego statku.
Szybko zrzuciła torbę przez klapę na dół, po czym zwinnie zsunęła się po drabinie. John uśmiechnął się i ruszył za nią. Kapitan Perry spojrzał na mnie i skinął głową na luk.
- A nie mogę pofrunąć i spotkamy się już na miejscu.
- Dobrze - powiedział kapitan zaskakująco łatwo. - Jak długo możesz fruwać bez odpoczynku?
- Och myślę, że około 8 godzin. - wiedząc, że na końcu będę wyczerpana i głodna. Kapitan czekał. - Oh dobrze, dobrze. - Powiedziałam. Kierując się się w stronę włazu.
- Wiesz, możemy dać tobie Valium czy coś.
- Nie! - zacisnęłam zęby i zeszłam po drabinie. - Dlaczego wszyscy chcą dać ten lek dziecku?
Dr Akana czekała na dole drabiny i klaskała w dłonie, jakby zorganizowano dla niej przyjęcie.
- Dobrze, to płyniemy bliżej miejsca ataków i zatrzymamy się na głębokości 60 metrów. Następnie pojedziemy na wycieczkę. Wezmę swoje rzeczy i się przygotuję. 
Skierowała się do kwatery, którą będzie dzieliła z innymi kobietami. Poczułam przypływ podniecenia. W końcu byliśmy na naszej drodze. Musiałam się przenieść na tryb walki, upewnię się czy inni są gotowi do walki-na-śmierć. Marynarka upewniła się, że jesteśmy gotowi się obronić, ale nigdy nie widziała nas w akcji.  Po raz pierwszy zastanawiałam się, co zrobimy, gdy złapiemy Mr Chu i jego roboty, bo jestem pewna, że możemy je obsłużyć. Ale potwory morskie? Góry, które wychodzą z wody i zabijają tysiące ryb. To zupełnie inna sytuacja. Potrzebowałam planu B. Marszcząc brwi przeszłam na brzuch statku odnaleźć Gazzika.

Komentarze

Popularne posty