Rozdział 47
47
Dwie rzeczy, o których nie myślałam upierając się, aby marynarka wojenna wysłała nas na misję ratowniczą:
1) Stado i ja jesteśmy najbardziej klaustrofobicznymi formami życia jakie kiedykolwiek spotkałeś;
2) Będziemy uwięzieni w stosunkowo niewielkiej powierzchni zamkniętej hermetycznej z Gazzikiem
Teraz jestem na stacji dokującej, patrzę na otwarty właz z wąską drabiną prowadzącą w dół. Mamy spędzić dużo czasu na Wendy K. łodzi badawczej na Antarktydzie. Wiedzieliśmy, że wnętrza łodzi są małe i zwarte. Ale tak naprawdę nie myśleliśmy o tym jak bardzo zwarta będzie łódź podwodna. U.S.S. Minnesota był naprawdę dużym okrętem podwodnym, ale wciąż był mniejszy niż Disney Word. Albo szeroka i na powietrzu plaża. Albo pustynia. Albo, hej, całe cholerne (sorry ale nie wiedziałam jak to mam przetłumaczyć inaczej) niebo.
- Um, Max idziesz? - zapytała Kuks. Dwaj funkcjonariusze czekali na nas. Sekundy leciały. To wyglądało jakbym się wspinała do ogromnej trumny. Tak też się czułam. Nie mogłam wyjść na całkowitego cieniasa przed tymi ludźmi. Zwłaszcza przed stadem. Zerknęłam na Kła, a wyraz jego twarzy pokazywał, że rozumie co czuję, ale on wiedział, że wiedziałam, że muszę tylko podlizać się i znaleźć na dang sub (nw co to znaczy i żaden słownik nie chce tego przetłumaczyć). Poczułam jak zimny pot spływa mi po karku. Moja gardło jest zaciśnięte. Miałam wrażenie, że moja klatka piersiowa jest za mała. Przed oczami majaczył mi obraz nas zamkniętych pod wodą płaczących i szarpiących metalowe ściany szukając wyjścia. O Jezu, mogłam nie brać tego trzeciego espresso. Głośno przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech, albo przynajmniej próbowałam. Pamiętałam, że robię to dla mamy, która uratowała nas nie jeden raz. Przypomniałam sobie, że jest ona przetrzymywana na łodzi podwodnej która nawet w połowie nie jest tak ładna i duża jak ta.
- To jest łódź podwodna, Max - powiedział Total, który cierpi z powodu ponownego rozstania z Akillą, która nie mógł z nami płynąć. - Nie kadź z wrzącym olejem. Wejdźmy i zobaczymy cz mają jakieś rogaliki. Umieram z głodu.
Zrobiłam duży krok do przodu trzymając się metalowej poręczy która prowadziła na sam szczyt łodzi. Głaz był otwarty, a ja podeszłam do niego wielkimi krokami próbując ukryć skrajne przerażenie na twarzy. Zaczęłam się wspinać po drabinie ze sztucznym uśmiechem. Gazzik zszedł po mnie, następnie Total i wiedział, że reszta jest niedaleko. Teraz nie było odwrotu. Zrozum to: jeśli nic nie było by w łodzi prawdopodobnie nie było by tak źle. Z zewnątrz naprawdę był duży, ale w środku był zapchany ludźmi, ściany maszyn, przełączniki, światła, panele, ogromne rury i wiązki kabli. Właściwie nawet ne było miejsca na chodzenie. A jesteśmy szczupli. Na świecie nie ma wystarczającej ilości taśm uspakajającej, abym się mniej denerwowała. Wtedy przede mną stanął Kieł, położył rękę na mojej talii, tylko przez sekundę, ale i tak poczułam się trochę lepiej. Dwaj oficerowie zeszli po drabinie. Jeden z nich krzyknął do włazu i spojrzał na nas, na sześć wyrośniętych dzieci niezbyt zadbanych dzieci, które zostały wpuszczone na pokład łodzi podwodnej i dodatkowo ich pies.
- Chodź za mną - powiedział. - ptaki ponownie pracują.
Dwie rzeczy, o których nie myślałam upierając się, aby marynarka wojenna wysłała nas na misję ratowniczą:
1) Stado i ja jesteśmy najbardziej klaustrofobicznymi formami życia jakie kiedykolwiek spotkałeś;
2) Będziemy uwięzieni w stosunkowo niewielkiej powierzchni zamkniętej hermetycznej z Gazzikiem
Teraz jestem na stacji dokującej, patrzę na otwarty właz z wąską drabiną prowadzącą w dół. Mamy spędzić dużo czasu na Wendy K. łodzi badawczej na Antarktydzie. Wiedzieliśmy, że wnętrza łodzi są małe i zwarte. Ale tak naprawdę nie myśleliśmy o tym jak bardzo zwarta będzie łódź podwodna. U.S.S. Minnesota był naprawdę dużym okrętem podwodnym, ale wciąż był mniejszy niż Disney Word. Albo szeroka i na powietrzu plaża. Albo pustynia. Albo, hej, całe cholerne (sorry ale nie wiedziałam jak to mam przetłumaczyć inaczej) niebo.
- Um, Max idziesz? - zapytała Kuks. Dwaj funkcjonariusze czekali na nas. Sekundy leciały. To wyglądało jakbym się wspinała do ogromnej trumny. Tak też się czułam. Nie mogłam wyjść na całkowitego cieniasa przed tymi ludźmi. Zwłaszcza przed stadem. Zerknęłam na Kła, a wyraz jego twarzy pokazywał, że rozumie co czuję, ale on wiedział, że wiedziałam, że muszę tylko podlizać się i znaleźć na dang sub (nw co to znaczy i żaden słownik nie chce tego przetłumaczyć). Poczułam jak zimny pot spływa mi po karku. Moja gardło jest zaciśnięte. Miałam wrażenie, że moja klatka piersiowa jest za mała. Przed oczami majaczył mi obraz nas zamkniętych pod wodą płaczących i szarpiących metalowe ściany szukając wyjścia. O Jezu, mogłam nie brać tego trzeciego espresso. Głośno przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech, albo przynajmniej próbowałam. Pamiętałam, że robię to dla mamy, która uratowała nas nie jeden raz. Przypomniałam sobie, że jest ona przetrzymywana na łodzi podwodnej która nawet w połowie nie jest tak ładna i duża jak ta.
- To jest łódź podwodna, Max - powiedział Total, który cierpi z powodu ponownego rozstania z Akillą, która nie mógł z nami płynąć. - Nie kadź z wrzącym olejem. Wejdźmy i zobaczymy cz mają jakieś rogaliki. Umieram z głodu.
Zrobiłam duży krok do przodu trzymając się metalowej poręczy która prowadziła na sam szczyt łodzi. Głaz był otwarty, a ja podeszłam do niego wielkimi krokami próbując ukryć skrajne przerażenie na twarzy. Zaczęłam się wspinać po drabinie ze sztucznym uśmiechem. Gazzik zszedł po mnie, następnie Total i wiedział, że reszta jest niedaleko. Teraz nie było odwrotu. Zrozum to: jeśli nic nie było by w łodzi prawdopodobnie nie było by tak źle. Z zewnątrz naprawdę był duży, ale w środku był zapchany ludźmi, ściany maszyn, przełączniki, światła, panele, ogromne rury i wiązki kabli. Właściwie nawet ne było miejsca na chodzenie. A jesteśmy szczupli. Na świecie nie ma wystarczającej ilości taśm uspakajającej, abym się mniej denerwowała. Wtedy przede mną stanął Kieł, położył rękę na mojej talii, tylko przez sekundę, ale i tak poczułam się trochę lepiej. Dwaj oficerowie zeszli po drabinie. Jeden z nich krzyknął do włazu i spojrzał na nas, na sześć wyrośniętych dzieci niezbyt zadbanych dzieci, które zostały wpuszczone na pokład łodzi podwodnej i dodatkowo ich pies.
- Chodź za mną - powiedział. - ptaki ponownie pracują.
Komentarze
Prześlij komentarz