rozdział 46
46
Okazało się, że Gazzik został ugryziony przez portugalskiego człowieka wojny, niezwykle niebezpieczną, a nawet śmiertelną meduzę.
- Właściwie to nie są meduzy – wyjaśnił lekarz. – więc ich toksyny są inne, a my je inaczej traktujemy.
- Zaproponowałem mu siusiu – powiedział rozczarowany Iggy.
- Kiedyś ten pomysł był dobry. Ocet też. Ale tak naprawdę ważne jest to aby usunąć wszystkie macki, aby zapobiec dalszemu absolutorium jadu. Płukanie solanką też może pomóc.
Każde z nas miało kiedyś dzień kiedy wyglądał jakby wyjęty z blendera. W jak wielu walkach walczyliśmy, w jak wielu złych miejscach byliśmy. Czasem zdarzało się, że mieliśmy tylko podbite oko, jeśli nie połamane kości. Ale Gazzik naprawdę źle wyglądał. Usunięto już jad z rąk. Gazzik ciągle pił słoną wodę.
- Powinien spać przez jeden dzień – powiedział lekarz z uśmiechem. – te użądlenia naprawdę go załatwiły.
Spojrzałam na zegar ścienny. Za sześć godzin mamy wyruszać na poszukiwania mojej mamy.
- Nie.- powiedział lekarz. – on naprawdę będzie się czuł potwornie kiedy się obudzi. Nie może tego przeżywać na łodzi podwodnej.
Zajęło mi to trochę czasu, ale nauczyłam się wyrzucać z głowy głupie pomysły. To był dla mnie ogromny krok w osobistym rozwoju. Zamiast tego zajęłam się organizacją, Kła i Iggy’ego wysłałam na poszukiwania jedzenia. Niestety nie mogłam zmusić Angeli do poszukania wody. Więc Kuks, która razem z małą wcisnęły się w fotel na końcu korytarza, opowiadała o wszystkim co spotkało ją w szkolę.
- To było niesamowite – przyznała Kuks. – w ciągu tego tygodnia nauczyłam się więcej niż w ciągu całego życia oglądania telewizji.
- To dobrze – zmusiłam się do powiedzenia tego. I biorąc pod uwagę moje oszustwa to naprawdę wyszło wiarygodnie. – Cieszę się, że wróciłaś do stada.
- Tak. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę mi brakuje chłopaków. I byłam bardzo zaniepokojona twoją mamą – powiedziała. – Musiałam tutaj być jeśli mogę jakoś pomóc.
Przytuliłam ją.
- Tak się cieszę, że wróciłaś! Brakowało mi ciebie przez to całe BS.
- Cooo?
Spojrzałam na zegar, doktor powiedział, że będzie spał dzień, czyli cztery godziny. I rzeczywiście obudził się o czwartej trzydzieści rano. To był czas na to aby udać się do stacji dokującej. Nie miałam zamiaru tracić czasu.
-Gotowy do wyjścia? – zapytałam Gazzika.
Skinął głową.
- Czuję się jak gówno ale nic mi nie jest. – powiedział Gazzik
- Wyglądasz dość ładnie na twarzy. – powiedziałam zdziwiona. A on uśmiechnął się z dumą.
Okazało się, że Gazzik został ugryziony przez portugalskiego człowieka wojny, niezwykle niebezpieczną, a nawet śmiertelną meduzę.
- Właściwie to nie są meduzy – wyjaśnił lekarz. – więc ich toksyny są inne, a my je inaczej traktujemy.
- Zaproponowałem mu siusiu – powiedział rozczarowany Iggy.
- Kiedyś ten pomysł był dobry. Ocet też. Ale tak naprawdę ważne jest to aby usunąć wszystkie macki, aby zapobiec dalszemu absolutorium jadu. Płukanie solanką też może pomóc.
Każde z nas miało kiedyś dzień kiedy wyglądał jakby wyjęty z blendera. W jak wielu walkach walczyliśmy, w jak wielu złych miejscach byliśmy. Czasem zdarzało się, że mieliśmy tylko podbite oko, jeśli nie połamane kości. Ale Gazzik naprawdę źle wyglądał. Usunięto już jad z rąk. Gazzik ciągle pił słoną wodę.
- Powinien spać przez jeden dzień – powiedział lekarz z uśmiechem. – te użądlenia naprawdę go załatwiły.
Spojrzałam na zegar ścienny. Za sześć godzin mamy wyruszać na poszukiwania mojej mamy.
- Nie.- powiedział lekarz. – on naprawdę będzie się czuł potwornie kiedy się obudzi. Nie może tego przeżywać na łodzi podwodnej.
Zajęło mi to trochę czasu, ale nauczyłam się wyrzucać z głowy głupie pomysły. To był dla mnie ogromny krok w osobistym rozwoju. Zamiast tego zajęłam się organizacją, Kła i Iggy’ego wysłałam na poszukiwania jedzenia. Niestety nie mogłam zmusić Angeli do poszukania wody. Więc Kuks, która razem z małą wcisnęły się w fotel na końcu korytarza, opowiadała o wszystkim co spotkało ją w szkolę.
- To było niesamowite – przyznała Kuks. – w ciągu tego tygodnia nauczyłam się więcej niż w ciągu całego życia oglądania telewizji.
- To dobrze – zmusiłam się do powiedzenia tego. I biorąc pod uwagę moje oszustwa to naprawdę wyszło wiarygodnie. – Cieszę się, że wróciłaś do stada.
- Tak. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę mi brakuje chłopaków. I byłam bardzo zaniepokojona twoją mamą – powiedziała. – Musiałam tutaj być jeśli mogę jakoś pomóc.
Przytuliłam ją.
- Tak się cieszę, że wróciłaś! Brakowało mi ciebie przez to całe BS.
- Cooo?
Spojrzałam na zegar, doktor powiedział, że będzie spał dzień, czyli cztery godziny. I rzeczywiście obudził się o czwartej trzydzieści rano. To był czas na to aby udać się do stacji dokującej. Nie miałam zamiaru tracić czasu.
-Gotowy do wyjścia? – zapytałam Gazzika.
Skinął głową.
- Czuję się jak gówno ale nic mi nie jest. – powiedział Gazzik
- Wyglądasz dość ładnie na twarzy. – powiedziałam zdziwiona. A on uśmiechnął się z dumą.
Komentarze
Prześlij komentarz