Dział 26
26
Widok świtu nad horyzontem, który
powoli rozszczepiał ciemność wąsami kremu i różu, dosłownie początek
nowiutkiego dnia - Wiesz jak to jest, gdy człowieka wypełnia radość, nadzieja i
wolą, aby w jakiś sposób przeżyć? Ci ludzie są orzechami. Nasz świt
zaprezentował się zniszczonym boiskiem do piłki nożnej: zwęglona ziemia,
roztrzaskane kaktusy, sczerniałe strzępy metalu, stopione przewody plus
zniekształcone w jakiś biedny sposób wiele innych rzeczy. Wszyscy czekaliśmy w salonie,
kiedy opancerzony hammer przybył w chmurze pyłu. Angela i Gazik spali. Kuks
siedziała niezwykle cicho, jej podbródek spoczywał na dłoniach. Iggy i Total
chrapali na drugiej kanapie. Celowo nie patrzyłam na Kła. Zrobiłam pewien
podstęp, że tak powiem cokolwiek się dzieje z nami czułam, że wszystkie moje
tarcze ochronne są mocno zablokowane. Nie mogłam uwierzyć jak podatna
pozwoliłam sobie być. To było błędem. Kieł chciał mnie zabić, kiedy mu to
powiedziałam. Tak nie mogłam się doczekać, aby ten samochód przyjechał.
Otworzyłam drzwi wejściowe domu.
- Cześć - powiedziałam. Spotkałam
się z nim kilka razy a on wydawał się być w porządku. Wiedziałam, że był także
jednym z najlepszych przyjaciół mojej mamy.
- Nie najgorzej, co?
- Zawsze tak jest - odpowiedziałam ze
znużeniem.
- Max - Zamarłam. Tak, żeby mój
wieczór był pełen grozy z hammera wyszła Brigid. Podbiegła do mnie z wielkim
uśmiechem, a jej rude włosy falowały. Pozwoliłam, aby mnie przytuliła. - Jest
mi bardzo przykro z powodu twojej mamy.
- Odzyskamy ją, obiecuję.
Skinęłam głową, po czym stanęłam
jak manekin. Patrząc jak stado wychodzi z domu, Oglądając jej uścisk z Kłem
widząc jego ramiona wokół niej.
- Nie chcę pospieszać, ale musimy
się spieszyć, - powiedział dr. Abate. - Samolot czeka, a po drodze wymienimy
się wiadomościami, co się stało.
- Max - powiedziała stanowczo Kuks
Wiedziałam, co to znaczy.
- Tak - spróbowałam udawać głupią
- Ja chcę tu zostać
- Nie możesz to nie bezpieczne.
- Będę bezpieczna w szkole w
akademikach- powiedziała.- Nie chcę już tego robić, chcę być zwykłym
dzieckiem, chociażby na jakiś czas.
Miałam milion doskonałych argumentów,
dlaczego nie. Otworzyłam usta, ale nagle coś we mnie uderzyło. Kuks nie miała
czterech czy pięciu lat. Miała jedenaście i za rok lub dwa będzie tak samo
wysoka jak ja. Czyli, że jak ona nie chce walczyć lub nie chce być z nami to będzie to robiła źle. Mogłaby spowodować zranienie lub śmierć jednego z nas.
- tylko nie możesz odcinać sobie
skrzydeł, - powiedziałam surowo. W jej oczach coś zabłysło i dopiero wtedy
zdałam sobie sprawę, co ja powiedziałam. Ogromny uśmiech rozjaśnił jej twarz,
przytuliła mnie gwałtownie.- Możesz sobie przebić uszy. - Wychrypiałam z braku
tlenu. - Ale nie twój nos, rzeczywistości nic więcej. I absolutnie pozytywnie
nigdy prze nigdy skrzydła nie mogą być usunięte. Przysięgam na Boga będę
trzepać tobie ten twój chudy tyłek przez tydzień. Rozumiesz mnie??
- Tak - Powiedziała Kuks radośnie.
- Tak, tak, Dziękuje, dziękuje, dziękuje! Tak bardzo cię kocham!
Zauważyliście jak często to ludzie
mówią na pożegnanie?
Komentarze
Prześlij komentarz