Dział 8
8
Położenie: ogromny stadion
Uczestnicy: Stado, dr. Wspaniała, urzędnicy,
kilka ładnych Meksykanek, telewizja,
Fabuła: Tylko czekać. Nadchodzi.
- Nienawidzę tego. Weź mnie stąd. – powiedziałam
do Kła z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiecham. Machaliśmy do tłumu.
Migawki błyskały, jestem pewna, że zaraz zrobi się ciemno.
- To nie jest dobra konfiguracja. – zgodził się
Kieł ciągle się rozglądając. Total, Iggy, Gazzik i Kuks machali oraz kłaniali
się tłumowi. Gazzik rozprostował skrzydła i unosił się powoli zbierając coraz
więcej oklasków.
W końcu jedna z funkcjonariuszek zabrała głos.
Obok niej stała Brigid, będzie dawała wykład o CSM. Urzędnik coś powiedział, a
tłum wiwatował i krzyczał cytaty z bloga Kła.
-Buenos
Dias señors y señoras- powiedziała Brigid - Hoy nosotros...
Właśnie w tedy dobry humor przerwał przeraźliwy
krzyk. Gazzik zobaczył je jako pierwszy. Ninja skakali z górnej półki stadionu
na trawę.
- głowy w górę- krzyknął Kieł. Mieliśmy chwilę na
wymianę spojrzeń. Jeszcze kilka minut wcześniej nie było ich na dachu.
- W górę i uciekajcie – krzyknęłam do stada. A
potem zobaczyłam problem Brigid nie umiała latać. Nie mogliśmy zostawić jej na łasce,
lub jej brak ninji. Jej i reszty ludzi którzy w nas wierzyli.
Urzędnicy, Brigid i telewizja patrzyli z
otwartymi ustami na przynajmniej sześćdziesiąt czarnych postaci. Zrozumiałam
wagę tej sytuacji, sto tysięcy ludzi może zostać zranionych lub zbitych przez
nas. Gdzie jest nas siedmiu przeciw sześćdziesięciu.
- asekurować mnie- krzyknęłam- bitwa na górze.
Jako postać matki, muszę dbać o stado, ale duma
mnie rozpierała, gdy zobaczyłam pożądanie krwi w niebieskich oczach Gazzika i
jak napina się całe ciało Angeli w gotowości aby oderwać komuś głowę. Czasami
byli tak uroczy. Byliśmy odrobinę do tyłu z praktyką. Bo nik
nas nie atakował od kilku tygodni. Ale już nauczyłam się ulicznych walk.
-chodźcie do mnie!! - Krzyknęłam, gdy ciemne postacie ścigały
się w naszą stronę. Poziom adrenaliny w krwi wzrósł szybki jak błyskawica. Jak
tylko pierwszy był w zasięgu uderzenia podskoczyłam i pchnęłam go na zewnątrz
obiema stopami do przodu, aby nie ujawnić dziwnej humanistycznej twarzy. Wylądowałam,
obróciłam się na pięcie i kopnęłam go do tyłu tak mocno jak tylko mogłam. Złapałam
go za ramię i usłyszałam łamiący dźwięk. Dzięki dobremu ramieniu, to uderzenie
w moją głowę, o wiele szybsze od człowieka i może z większą siłą. Skoczyłam do
tyłu w sam raz na tyle, aby uniknąć muśnięcia jego kostki z moim policzkiem.
Jeden rzucił się z góry, a następnie trzeci. Jeden złapał mnie od tyłu, rozerwał
mi kurtkę moją nową kurtkę, którą dała mi mama. Nową nie ze śmietnika ani
skradzioną. Miałam ją podartą. Teraz byłam wściekła. Ułamek sekundy a zobaczyłam,
że stado robi to, co wychodzi im najlepiej, czyli destrukcje. Nikt nie
potrzebował pomocy. Zacisnęłam pięści, spuściłam głowę i podeszłam do moich
napastników. Te potyczki wydawały się znacznie dłuższe niż w rzeczywistości.
Czułam się jakby przez dwie godziny nakłuwałam, kopałam, a tak naprawdę trwało
to chyba sześć minut. Przez ten czas zorientowałam się, że ci New Threat myślą
mieli kilka wrażliwych punktów:, jeśli przeniesiesz w prawo głowy faktycznie
podzielono by ich się jak plasterki pomarańczy. Dobre pomarańcze, może brutto,
ale mam pomysł. Inne narażone miejsce: ich wykończenia małe kostki. Jedna
dobra, silna akcja a oni pękali jak bambus. W mniej niż dziesięć minut dzięki
nam i najmniej sił bezpieczeństwa. Trawnik wyglądał jak szpital polowy połączony
z sklepem samochodowym. Brigid i urzędnicy byli bladzi stłoczeni pod podium.
Szybka inwentaryzacja stado jak zwykle w siniakach, krwawe nosy i czarne oczy,
ale nic poważnego. Kieł podszedł do mnie miał ponury i surowy wyraz twarzy i
jego zakrwawione kostki. Wiedziałam, co ma do powiedzenia.
- Dobrze. Nigdy więcej pokazów lotniczych - powiedziałam.
Komentarze
Prześlij komentarz